Jesteś DINKS-em?

Jesteś DINKS-em? – pytam Pawła. – Odpowiada bez zastanowienia – nie, chyba nie…

para śmieje się na moście


Podziel się na


Czy wiesz, kim jest DINKS? Czekaj, czekaj – dodaje – to musi być jakieś podchwytliwe pytanie – zastanawia się chwilę, patrząc na Igę. – Kiedyś czytałem chyba, że Angela Merkel jest DINKS-em – o ile oczywiście nie mylę pojęć – śmieje się Paweł. – To może więc ktoś silny, twardy, z sukcesami? Czy tak? Nie wiem..

Do pary

Paweł i Iga są małżeństwem od siedmiu lat. Paweł prowadzi własną firmę, osiąga wielkie sukcesy – również na rynkach międzynarodowych. Iga jest dyrektorem filii jednego z dużych banków. Zna trzy języki. Hobbystycznie uczy się jeszcze japońskiego – bardzo podoba się jej tamtejsza kultura i styl życia. Oboje pracują do późna, ale kolację zawsze starają się jeść razem. W weekendy zazwyczaj gdzieś wyjeżdżają – Praga, Berlin, Rzym – przecież teraz to żaden problem. Ich stylu życia jak dotąd nie wytrzymało żadne żywe stworzenie – nawet kaktus pewnego dnia się poddał.

Plany na przyszłość? Paweł chce rozwinąć firmę, wprowadzić nowe produkty. Iga marzy o własnym domku w górach – koniecznie z kominkiem. W najbliższe wakacje lecą do Nowej Zelandii – bo tam jeszcze nie byli. No i może w końcu kupią psa – ale trzeba będzie zatrudnić kogoś, kto by go wyprowadzał i opiekował się nim podczas ich nieobecności.

Dzieci? Nie – Paweł i Iga siedem lat temu zdecydowali, że nie będą mieć dzieci – nigdy.

para przytula się na moście

DINKS, czyli kto?

DINKS to skrót amerykańskiego wyrażenia Double Income, No Kids (podwójny dochód, żadnych dzieci). W Stanach Zjednoczonych termin ten wszedł do użycia w latach 80., a DINKS-ów traktowano jako pewien odłam yuppies. Do dziś w ten sposób określa się pary, które z własnego wyboru nie chcą mieć dzieci i dzięki temu mogą sobie pozwolić na bardziej konsumpcyjny styl życia. Być DINKS-em oznacza spełniać się zawodowo, realizować swoje pasje i marzenia, stale się rozwijać, być nastawionym na partnerski związek.

Instynkt macierzyński? Nie jestem to końca pewna, że coś takiego istnieje – zastanawia się Iga. – To nie jest tak, że nie znoszę dzieci. Lubię maluchy – przecież większość moich znajomych od dawna ma dzieci. Ale nie uważam, że jedyną drogą prowadzącą do spełnienia się kobiety jest macierzyństwo. Ja w tej roli po prostu się nie odnajduję. I nie ma nic złego w tym, że bardziej cieszy mnie moja praca, podróże i sukcesy Pawła niż dwie kreski na teście ciążowym czy pierwszy uśmiech dziecka.

Podjęcie decyzji o nieposiadaniu dzieci przyszło nam tak naturalnie, jak innym przychodzi decyzja o podjęciu starań – mówi Paweł. – To nie jest tak, że mamy za sobą nieprzespane noce, kiedy to staliśmy przed trudnym wyborem, nie wiedzieliśmy, co zrobić. Kiedy poznałem Igę, wiedziałem, że podobnie myślimy, podobnie patrzymy na świat i właśnie dlatego jesteśmy razem. Chyba najgorsze, co może być, to kiedy ludzie nie rozmawiają o takich sprawach przed ślubem, a potem okazuje się, że jedno z małżonków chce mieć dzieci, a drugie nie. To jest tragedia. Kiedy dwoje ludzi świadomie podejmuje decyzję o tym, że nie chcą mieć potomstwa – to żadna tragedia dla świata. A ja mam wrażenie, że wszyscy dookoła chcieliby uszczęśliwić nas dzieckiem – na siłę.

DINKS po polsku znaczy potępiony

Na forach aż huczy od dyskusji o DINKS-ach. „Krzysiek” mówi, że każdy ma prawo wyboru. „Nelly” pisze, że ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci, a mają do tego warunki i środki to egoiści – i że kiedyś zatęsknią za dziećmi – jak już będzie za późno. Użytkownik o nicku „Racjonalista” twierdzi, że to rozdmuchany problem i jak zawsze – bezsensownie czerpiemy z wzorców amerykańskich. „Lula” otwarcie przyznaje, że jest DINKS-em i czuje się z tym dobrze. To wygoda i lenistwo – strofuje ją „mary25”. Niech szlag trafi wszystkie DINKS-y – to moje dzieci będą kiedyś zarabiać na ich emeryturę – dodaje „Pio”.

Bezdzietność z wyboru budzi ogromne emocje. Co najciekawsze – najczęściej wśród osób, które mają własne dzieci. Psychologowie mówią, że w ten sposób rodzice łagodzą nieco powstały dysonans – wzmacniają w sobie pewność, że rodzicielstwo to ich życiowa droga i spychają na plan dalszy podświadomą tęsknotę za bardziej beztroskim życiem. Bardzo niewielu z nich otwarcie przyzna przecież, że żałuje decyzji o poczęciu potomka.

Z marketingowe punktu widzenia zaś DINKS-y to świetna grupa docelowa, prawdziwa żyła złota. Wiedzą, czego chcą i mają na to środki. Sztaby specjalistów od PR-u specjalnie dla nich tworzą kampanie reklamowe promujące luksusowe usługi i produkty. To wymagający target – mówią – ale też bardzo pożądany i lojalny. W Polsce takich rodzin jest już ponad pół miliona i ich liczba stale rośnie.

O ile na Zachodzie wyrażenie DINKS wyznacza po prostu pewien styl życia, a bezdzietni z wyboru funkcjonują jak inne grupy społeczne – single, rodzice, osoby w związkach homoseksualnych – to w Polsce często czekają na nich niezrozumienia, ciągłe niewygodne pytania o dziecko, a czasem nawet agresja czy potępienie. Można zauważyć pewnego rodzaju nagonkę na DINKS-ów – bardzo przypominającą wciąż niezakończoną dyskusję na temat homoseksualizmu.

Psychologowie zwracają też uwagę na to, że tak naprawdę bardzo niewiele par świadomie nie chce mieć dzieci. Dla wielu z nich bycie DINKS-em to stan tymczasowy – żeby jak najdłużej prowadzić beztroskie życie, robić karierę, poznawać świat. Przecież jeszcze do niedawna za DINKS-ów uważano Brada Pitta i Jennifer Aniston czy też Radosława Pazurę i Dorotę Chotecką.

para na spacerze

Kiedy dziecko? Nigdy!

Babcia Halina – tak o swojej mamie mówi Paweł – chociaż dobrze wie, że babcią nigdy nie zostanie, chyba że jego młodszy brat zdecyduje się na dzieci. Tak więc babcia Halina na początku podpytywała delikatnie, żeby nie urazić. Niby mimochodem z zachwytem mówiła o wnukach cioci Teresy i że Ania – sąsiadka – po wielu latach starań nareszcie jest w ciąży. Potem wspominała o tym, że jak przejdzie na emeryturę, może bawić wnuki – bo przecież do obcych opiekunek nie można mieć zaufania.

Babcia Halina jednak nie wytrzymała i w pewne Boże Narodzenie zapytała wprost, czy mają jakiś problem. Bo przecież ona ma wiele znajomości, zna świetnych lekarzy i chce pomóc. Czytała, że teraz wiele par w Polsce długo stara się o dziecko. Przy ich zarobkach, wielkim domu nie mieliby przecież problemu z adopcją. A Lucyna – daleka kuzynka – zdecydowała się na in vitro.

Babcia Halina rozpłakała się, kiedy Paweł powiedział, że nie chcą mieć dzieci – że już dawno podjęli taką decyzję. Bo babcia Halina nie rozumie – jak można nie chcieć mieć dzieci. Od tamtego Bożego Narodzenia stosunki między Haliną i Igą oziębiły się. Mama Pawła jest pewna, że to synowa ma zły wpływ na jej ukochane dziecko i stawia karierę ponad szczęście rodzinne. Kiedy kolejne święta postanowili spędzić w ciepłych krajach, babcia Halina już nic nie powiedziała. Ale kupione siedem lat temu maleńkie, białe buciki z misterną koronką nadal trzyma w szufladzie – w razie czego.

***

Jesteś DIKNS-em? – pytam Pawła. – Tak, zgodnie z Twoją definicją jestem. Ale wolałbym, żeby ludzie postrzegali mnie raczej przez pryzmat tego, jakim przyjacielem jestem, jakim synem, jakim mężem czy pracodawcą. Słowo DINKS w żaden sposób mnie nie określa. Bo można być fantastycznym człowiekiem – DINKS-em, a można też być rodzicem i jednocześnie bardzo podłą, nieczułą osobą.

A co, jeśli zostaniecie kiedyś rodzicami, nieplanowanymi? Przecież żadna antykoncepcja nie daje stuprocentowej pewności? – Iga patrzy z lekkim uśmiechem na Pawła. – Co będzie? Od razu zadzwonimy do babci Haliny…