Poród w towarzystwie… psa

Przyszły tatuś, wiernie czuwający przy łóżku rodzącej i dzielnie przecinający pępowinę, dzisiaj już nikogo nie dziwi.

kobieta i mężczyzna z psem w oknie


Podziel się na


Rodzinny nie znaczy ojcowski

Mimo, że idea porodu rodzinnego kojarzy nam się przede wszystkim z obecnością na porodówce przyszłego ojca, to nie do końca słuszne przekonanie. Nie ma ograniczenia mówiącego, że rodzącej towarzyszyć może jedynie mąż czy partner. Wspierać przyszłą mamę może również matka, siostra czy przyjaciółka. Wybór osoby, uczestniczącej przy porodzie, tak jak w przypadku wszystkich innych świadczeń medycznych, pozostawiony jest pacjentce.

Innym rozwiązaniem jest skorzystanie w czasie porodu ze wsparcia tzw. douli, której zadaniem jest pomoc ciężarnej, a następnie rodzącej i świeżo upieczonej mamie. Chodzi tutaj zarówno o fizyczne, jak i emocjonalne przygotowanie do porodu, zwiększenie kompetencji w zakresie opieki nad noworodkiem, jak i podniesienie świadomości nowej roli kobiety. W czasie porodu doula pomaga rodzącej odpowiednio oddychać, odprężyć się oraz jak najlepiej współpracować z personelem medycznym.

W naszym kraju nie jest też nowością, choć z pewnością trudno na razie mówić o zwyczaju, obecność na sali porodowej fotografa, mającego utrwalić ulotne, a jakże cenne momenty rozgrywającego się wydarzenia.

mężczyzna trzymający psa

Jeszcze inni goście?

A jednak, położnicy nie mogą być całkiem pewni, że nic ich na porodówce nie zaskoczy… Chociaż na razie nasi krajowi lekarze z podobnym przypadkiem się nie spotkali, utworzenie precedensu w Wielkiej Brytanii może wkrótce zaowocować i na naszym rodzimym podwórku. Początkiem bieżącego roku brytyjska prasa rozpisywała się o ewenemencie, jaki miał miejsce w jednym z miejscowych szpitali w Bristolu. Tam, oprócz rodzącej, jej partnera i lekarzy, na sale porodową wpuszczono także… psa.

Nie ma co ukrywać, że nietypowy poród wywołał spore poruszenie wśród personelu medycznego. Czworonożny przyjaciel towarzyszył rodzącej przez całe dwie godziny porodu. Cóż, co cztery łapy to nie dwie – widocznie przyszła mama stwierdziła, iż w towarzystwie swojego pupila będzie się czuła znacznie pewniej niż w obecności samego partnera… Tylko dlaczego na podobny precedens wyraziły zgodę władze szpitala?

Psi psycholog

Jak się okazuje, Barney – bohater zdarzenia, nie jest zwyczajnym psem. Posiada certyfikat psa-terapeuty. Jego właściciel zwrócił się do dyrekcji szpitala o umożliwienie mu towarzyszenia rodzącej, poświadczając jego zdolności odpowiednimi zaświadczeniami i wynikami badań, zapewnił także o stabilnym zachowaniu zwierzęcia i jego czystości.

Co więcej, labrador nie był gościem szpitala po raz pierwszy. Razem ze swoją właścicielką bardzo często bywał na szpitalnych oddziałach, dodając otuchy leczącym się tam pacjentom. Nigdy jednak nie wchodził na sale operacyjne czy porodówki. Tym razem stanął przed zadaniem wyjątkowym – jako wcielenie spokoju miał udzielić swojej pani wsparcia podczas porodu.

Sprzeciw… pacjentów

O ile personel medyczny przystał na tego rodzaju ewenement, największe oburzenie wykazali sami pacjenci – uznali opisane działanie za mocno niehigieniczne. Ten argument szybko jednak obalili specjaliści od zakażeń, twierdząc, że zadbany, regularnie badany pies przenosi znacznie mniej zarazków, niż może się wydawać. Niektórzy poszli jeszcze dalej twierdząc wręcz, że kobieta wcale nie musi rodzić w sterylnych warunkach.

Podobny precedens może się okazać bardzo dobrą wiadomością dla tatusiów, planujących towarzyszyć swojej ciężarnej partnerce. Jak wiadomo, nie każdy mężczyzna ma na tyle silne nerwy, by wiernie wytrwać przy łóżku ukochanej do końca akcji porodowej. Obecność czworonoga z pewnością doda sił tym mniej wytrzymałym. W końcu nie mogą się okazać mniej odporni niż ich pupil!