Problem ze znieczuleniem przy porodach w Polsce

Czy poród naprawdę musi boleć? Jaki jest problem ze znieczuleniem przy porodach w Polsce?

noworodek w szpitalu


Podziel się na


Znieczulenie w czasie porodu to kwestia, która budzi kontrowersje niemalże „od zawsze”. Wydawać by się mogło, że nowa regulacja, która obowiązuje od 1 lipca br. zmieni coś w tej sprawie, a tymczasem – tylko nagłośniła cały spór.

Znieczulenie na życzenie

O taką możliwość kobiety walczyły od dawna. Cień szansy pojawił się trzy lata temu, kiedy obiecał je wszystkim rodzącym minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, obejmując stanowisko szefa resortu. Niestety, problemem, który zablokował możliwość skorzystania z tegoż udogodnienia, okazały się pieniądze. Bo szpitale – bez względu na własne stanowisko w sprawie, potrzebowały ich na to, by zaproponować kobiecie zwolnienie z bólu. Niestety, tych już minister nie obiecywał i tym samym – sprawa pozostała bez rozwiązania.

Pytanie, dlaczego znieczulenie budzi tyle kontrowersji, skoro jego celem jest wyłącznie ulżenie rodzącej kobiecie? Niestety, poza tą oczywistą zaletą, zabieg ma też sporo wad, które – choć nie muszą – zawsze mogą się pojawić. To m.in. obniżenie ciśnienia krwi, czego skutkiem mogą być zawroty głowy lub mdłości; osłabienie skurczów, co wymaga podania oksytocyny w celu ich wzmocnienia; spowolnienie akcji porodowej, do czego może dojść w sytuacji, gdy znieczulenie zostanie podane zbyt szybko czy chociażby – gorsze samopoczucie już po porodzie (bóle pleców, bóle głowy, bolesność krocza). Z podaniem znieczulenia zawsze też wiąże się ryzyko powikłań. To m.in. te argumenty podawano kobietom, odmawiając im znieczulenia w czasie porodu. Tymczasem, jednym z głównych była zazwyczaj – jego cena.

noworodek

Ile kosztuje poród?

1,8 tys. zł. Oczywiście nie jest to należność, którą rodząca musi uiścić szpitalowi, ale kwota, jaką płaci mu NFZ – porody są zabiegami refundowanymi. W cenie tej – do tej pory, nie mieściło się jednak znieczulenie, co było jednoznaczne z faktem, że takie udogodnienie rodząca musiała zafundować sobie sama (mowa o sytuacji, kiedy kobieta prosi o zastrzyk mimo braku wyraźnych wskazań medycznych). I mimo, że pobieranie opłat za znieczulenie zostało przez NIK uznane za procedurę nielegalną [fragment raportu Najwyższej Izby Kontroli: (…) nie jest dozwolone pobieranie przez szpitale publiczne opłat m.in. za osobną salę do porodu, znieczulenie zewnątrzoponowe, jednoosobowy pokój po porodzie, indywidualną opiekę nad położnicą], szpitale miały ułatwioną linię obrony: brak pieniędzy na tego rodzaju zabiegi. Dopóki NFZ pieniędzy nie zaoferuje, one – nie będą oferować znieczuleń. I rzeczywiście, wiele szpitali zdecydowało się wycofać z możliwości podawania znieczulenia „na prośbę”.

Zgodnie z nową regulacją, która obowiązuje od 1 lipca br., na każdy poród szpital będzie mógł teraz otrzymać o 400 zł więcej niż dotychczas (czyli 2,2 tys. zł) – znieczulenie ma być dla rodzącej opcją bezpłatną. Oczywiście nie będzie ono podawane „w pakiecie” z porodem – ma być dostępne tylko wtedy, kiedy zajdzie taka potrzeba. Z szacunków NFZ wynika, że pojawi się ona u około 16 proc. rodzących, co dawałoby wydatki rzędu 13 mln zł rocznie, ale inne obliczenia prognozują, że może go potrzebować prawie 60 proc. kobiet, a to – przekładałoby się na kwotę ponad 46 mln zł na rok.

Poczucie – zmniejszy odczucie bólu?

Niestety, oferowanie pacjentkom znieczuleń okazało się bardziej kosztowne, niż wskazywałaby na to cena samego zastrzyku. Jak twierdzą dyrektorzy niektórych szpitali, „dopłata” do porodu, którą oferuje NFZ, nie pozwala w pełni pokryć kosztów znieczulenia, bo usługa mieści w sobie także wsparcie lekarzy anestezjologów, których może szpitalowi brakować (przykładowo – jeden lekarz anestezjolog na porodówce bądź lekarz anestezjolog, dyżurujący międzyoddziałowo).

Niestety, dyżuru lekarza – NFZ już nie pokrywa. Kolejnym argumentem, jakim bronią się szpitale jest to, że anestezjolodzy nie są zbyt chętni do oferowania tego rodzaju znieczuleń, mając świadomość ewentualnych powikłań. Część lekarzy twierdzi też, że nowe przepisy nadal wymagają uszczegółowienia, bo kobiety muszą mieć świadomość, że decyzję o podaniu znieczulenia ostatecznie podejmuje lekarz i nie może to być czynność wykonywana stricte „na zamówienie”.

To właśnie dlatego, mimo obowiązywania nowej regulacji już od ponad miesiąca, nadal w wielu miejscach znieczulenie na życzenie nie jest oferowane. Wystarczającym argumentem okazuje się właśnie brak możliwości zapewnienia anestezjologa (takiego, który potrafi współpracować z ginekologiem i położną), który w pierwszej kolejności musi uczestniczyć w znieczuleniu przy operacjach, ratujących życie lub zabiegach reanimacjach.

Jak przekonują niektórzy, już samo poczucie, że znieczulenie jest dostępne, powinno zwiększyć komfort kobiety i wielu rodzącym wystarczy świadomość, że w każdym momencie może dostać znieczulenie. Niestety, samo poczucie bólu już nie zniweczy…